— Później, matko, później... teraz jesteś za bardzo zmęczona.
— Nie... skoro cię trzymam, wolę zaraz. Zostań i posłuchaj.
Łagodnym głosem, z prostotą, zaczęła opowiadać historyę swojej podróży do Quiberon: jak po ich strasznej scenie w cieplarni, przyszła jej ta myśl wraz z głębokiem przekonaniem, że wyrzuty syna są słuszne, że dla Lidyi, podobnie jak dla innych, była za mało pobłażliwa, za mało tkliwa, i że powinna spróbować naprawić część złego, którego stała się sprawczynią. Potem opowiedziała swój przyjazd do małej wioski, nieopodal Lorient, gdzie ukrywała się młoda kobieta, a gdzie ona spędziła kilka dni, czekając i pilnując zdaleka, jak nareszcie, wzruszona tem życiem samotnem i pelnem godności, tem opuszczeniem, znoszonem z dumą, zapukała pewnego ranka do żółtego domu, i osłupiała, znajdując Lidyę konającą, w niedoświadczonych rękach lekarza wiejskiego, którego małe nożyki szamerowały, drżąc, jej białą pierś, by z niej wydobyć kulę rewolwerową,
Nieruchomy słuchał Ryszard, z głową spuszczoną i odwróconą, jakgdyby chcąc ukryć wrażenia swoje, z których matka zdawała sobie sprawę jedynie z ręki, jaką trzymała, z tej ręki zrazu opornej, stopniowo powolniejszej, a w końcu całkiem oddanej, ufnej i czułej, ak ręka dziecka, tulącego się do matki: „Prowadź mnie, nie puszczaj.“
...Oddawna na pastwę tego nieudolnego weterynarza, Lidya nie byłaby żyła, gdyby na szczęście nie nadpłynęła tam flota, a wraz z flotą chirurgowie, lód,
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/202
Ta strona została przepisana.