nego trybu życia, powrotu do domowego ogniska, przerażała młodą kobietę. Stanąć wobec Ryszarda, dla którego była taką złą, taką okrutną... Czy on zdoła zapomnieć kiedykolwiek?.. Pani Fénigan usiłowała ją uspokoić:
— Ale przecież kocha ciebie i żałuje cię, nie przestał cię kochać na jeden dzień.
Lidya potrząsała głową:
— Jeżeliś była tego tak bardzo pewną, matko, to czemu ukryłaś przed nim, że jedziesz do mnie?
Nic zaraźliwszego nad obawę. Widząc bojaźń synowej, pani Fénigan zaczęła również wątpić, a gdy uznała, iż Lidya jest taka zdrowa, że może się obejść bez niej, postanowiła powrócić sama i powiedzieć Ryszardowi: „Oto co uczyniłam. Obudziłam w żonie twojej nadzieję, że będziecie mogli jeszcze żyć ze sobą i być szczęśliwi. Cóż ty na to?“
W pokoju panowała grobowa cisza... Twarz Ryszarda ciągle była niewidzialna, a ręka jego, rozpalona i drżąca, ciągle ściskała konwulsyjnie dłoń matki.
Pani Fénigan powtórzyła raz jeszcze cichutko:
— Cóż ty na to? Czym dobrze zrobiła?
— Och! mamo... mamo... — załkał Ryszard, padając na kolana przed łóżkiem.
Jakkolwiek spodziewała się tego wybuchu wdzięczności, matka promieniała, wynagrodzona za cały swój mozół. Ale zdumiewała ją rzecz jedna, i, zatapiając z rozkoszą dłonie w ostrej, krótkiej czuprynie swego chłopca, zapytywała siebie: „Dlaczego nie żąda odemnie zaraz swojej żony?“ Ogarnął ją niepokój, zmieszanie, ale postępowanie Ryszarda wytłómaczyły jej
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/205
Ta strona została przepisana.