Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/207

Ta strona została przepisana.

dziedzińca, z porannemi szmerami przyrody; skarga stająca się krzykiem zwierzęcym, mniej jeszcze, wysiłkiem jednego kola olbrzymiej i tajemniczej maszyny w ruchu. I nagle, na myśl, że jego biedna Lidya o tej samej godzinie może przechodzi przez te same katusze, zdjęła Ryszarda straszna rozpacz.
— Ach! gdybyś mnie była widziała płaczącego w oknie... Musiałem być bardzo komiczny... Ale teraz, koniec łzom. I, dzięki tobie, ubóstwiana matko, odzyskam żonę; będę mógł ją widzieć. Dziwię się nawet, żeś jej nie przywiozła. Dlaczego?
— Była jeszcze bardzo osłabiona.
Pani Fénigan odwracała wzrok zmieszana; nie umiała kłamać. Syn jej ciągnął dalej:
— To małe gniazdo Port-Haliguen musi być bardzo ponure w zimie. Widzisz, a gdyby ją tak znów ogarnęły czarne myśli?
— Ależ ostatecznie, ty, niedobry chłopcze, musiałam przecież wrócić. Pisano mi, że się upierasz przy pojedynku, że w Grosbourg nic nie robią tylko czyhają na twoje listy i przejmują je.
I, przyciskając go do serca z najwyższą tkliwością, matka, w poczuciu swej przewagi, śpieszyła z błaganiem.
— Mój Ryszardzie, ty, taki prawy, taki dobry, i nie ulitowałeś się nad tym ojcem, nad tym żołnierzem, zdruzgotanym w pełni sławy, który w swoim fotelu paralityka otrzymuje wszystkie obelgi, wszystkie zniewagi, jakie przeznaczasz jego synowi? Czy można sobie wyobrazić zupełniejszą nędzę? Zmuszony wyrzec się roli ojca rodziny, obrońcy, skazany na tolerowanie