Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/215

Ta strona została przepisana.

szyły podedrzwiami. Ale ani smaczna wiejska potrawa, ani wyzywające oczy gospodyni nie zdołały wyrwać Ryszarda Fénigana z ponurej zadumy, wywołanej nagle sylwetką młodego księcia; i podczas śniadania Eugeniusz, który opowiadał równie wolno jak jadł, z chłopską opieszałością, wynikłą z długich dni i szerokich przestrzeni, zdumiewał się niejednokrotnie, słysząc, że pan Ryszard w najbardziej zajmującem miejscu opowieści o zasadzkach nocnych na zwierza czy na człowieka, nuci jak jaki opętaniec.
Gdy syn jej siedział w Pustelni, sądząc, że pogrążona jest w śnie głębokim, pani Fénigan, — jedna z tych czynnych istot, które nie umieją spać we dnie, — kazała założyć konie do powozu i pojechała do przytułku w Soisy. Klasztor widoczny był zdaleka przez wielkie drzewa u wejścia i rzeźbioną dzwonnicę swojej kaplicy; odnawiano właśnie jego fasadę i dziedziniec zastawiony był drabinami, taczkami z wapnem, roił się od mularzy i rzemieślników, których pilnowała siostra Marta, Irlandka, w białym skrzydlatym kornecie, zastępując pannę de Bouron, przełożoną, oddawna obłożnie chorą.
— Mamy robotników, — rzekła do pani Fénigan, zbliżywszy się do niej; a potem ciszej, prowadząc ją pomiędzy rusztowaniami, dodała:
— Dobrze się złożyło... dzieciom i siostrom niewolno tędy przechodzić. Pokój Lidyi w tem skrzydle jest zatem zdala od wszelkiej ciekawości i niedyskrecyi. Gdy córka pani przyjechała dziś rano, było tu tylko kilku mularzy i siostra odźwierna, dawna jej zna-