Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/221

Ta strona została przepisana.

piej poczekać kilka dni. Samo to imię, Karolek, wymówione wobec mnie, na nowo we wściekłość mnie wprawia. Gdyby moja biedna Lidya była tutaj, zadręczałbym ją bez litości dla jej osłabienia.“
Jednakże, po tygodniu burz i walk wewnętrznych, przyszedł do matki, która nie przestała udzielać mu wiadomości o Lidyi, jakgdyby ta przebywała jeszcze w Quiberon, — i rzekł:
— Teraz jestem pewny siebie... Pojedźmy po nią, chcesz?
Pani Fénigan uśmiechnęła się:
— Jesteś wyleczony. Żona twoja również odzyskała siły o tyle, że może przedsięwziąć podróż, zwłaszcza, iż nie będzie długa.
— Jakto?
— Zaledwie pół godziny powozem.
— Pół godziny ztąd do Quiberon?.. Nie rozumiem.
— Ależ Lidya jest w przytułku od mojego powrotu... Nie niepokój się zatem, wielki dzieciaku... Założą konie po śniadaniu i wieczorem przywieziesz żonę swoją do Pawilonu. Czy tak? Czyś zadowolony?
Jakie wyrazy, jakie okrzyki mogłyby oddać pełną niepokoju radość Ryszarda Fénigana, siedzącego obok matki w powozie, który się toczył ku Soisy, pomiędzy lasem a Sekwaną? Dzień był pogodny, mroźny i słoneczny, a pierś Ryszarda wezbrała rzewnem uczuciem na wspomnienie dni podobnych, spędzanych w parlatoryum o jasnych boazeryach, podczas zimy kiedy starał się o Lidyę.