Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/230

Ta strona została przepisana.

ry się skarżysz, czyś pewien, że byłeś jej zawsze wierny? czy żyłeś tylko z jedną kobietą?“
Wrzaskliwa muzyka, gwar bezładnych głosów rozległ się śród cichej nocy.
— Wesele idzie spać, — zauważył staruszek radośnie. — Gdy pomyślę, że o tej godzinie, twoja żona i ty, gdybyście byli chcieli... No, Ryszardzie, nie oddychaj szczęścia, okup je za cenę pychy. Spróbuj się uspokoić, by odzyskać żonę, uczynić ją znów swoją własną. To kwestya jednego uścisku.
Próbował ale daremnie, W poprzednich napadach podobnych, gdy znikała przyczyna zewnętrzna, która je wywoływała, mijała wraz z nią i męka. Teraz uroda Lidyi była jakby ogniskiem, które podsycało nieustannie jego wściekłą zazdrość, wzmagającą się za każdem widzeniem ciągłą pokusą i myślą, że inny niż on, że inne usta, niż jego...
„Ach! czemużeście mi nie pozwolili go zabić?.. Dopóki on będzie żył, czuć go będę między nami...“
Tem się kończyły wszystkie ich gawędy w tych okropnych godzinach, jakie spędzał u kolan żony, dręcząc ją skargami, wyrzutami, po których następowały długie milczenia, przerywane głosami uczących się sierot i znanym dobrze gwarem drogi zimowej, okrzykiem garbusa: Pończochy, pończochy, pończochy, obuwie! wolnym zgrzytem kół toczących się wozów.
Trzeba było jednak coś postanowić. Lidya nie mogła dłużej pozostać po za obrębem swego domu a tak blisko drzwi jego.
— Należałoby zrobić tak, — zaproponował stary Mérivet. — Muszę jechać na jakie dwa albo trzy miesią-