Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/237

Ta strona została przepisana.

mnieć naszą noc w hotelu Favart. — I, zarzucając ramiona na jego szyję, szepnęła mu do ucha: — Niedobry, czyż nie widzisz, że czekałam na ciebie?
Zamknął oczy, by łatwiej oprzeć się pokusie, i, jak we śnie, mówił:
— Ach! hotel Favart, co za noc!.. Ale ty mi już teraz nie możesz dać tego upojenia.
— Dlaczego?
— Dlatego, że to wszystko... — wskazywał jej ręce, ramiona, — to wszystko nie należy już do mnie jednego... Dałaś to innemu.
Gniewnym ruchem wyrwał się z jej objęcia, ale zatrzymał się na dźwięk rozpaczy, z jaką mu powiedziała:
— A więc uważasz, że nie dosyć się ukarałam, że za to wszystko jeszcze niedość odpokutowałam? Patrz... — pod piersią białą i bez skazy, rana, zamykając się, pomarszczyła rozszarpaną skórę i pozostawiła blizny. — Trzeba było szukać kuli bardzo daleko... spojrzyj jaki mi znak zrobili... o gdybyś wiedział, jak ja cierpiałam, pomimo ich chloroformu.
— Biedactwo kochane, — rzekł Ryszard, zdjęty litością, pochylił się i usta jego dotknęły blizny.
Ale nagle cofnął się na myśl, że zadała sobie tę mękę dla innego.
— Tak, dla kochanka i z rozpaczy, że cię przestał kochać.
— Mylisz się, Ryszardzie; czułam już wtedy tylko nienawiść i pogardę dla tego, o którym mówisz. Zapytaj matki, która czuwała przy mnie, słyszała jak wołałam ciebie, nieprzytomna, a w gorączce się nie kłamie.