Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/238

Ta strona została przepisana.

Myślałam jedynie o tobie, takim dobrym, o słodkiem życiu, któreś mi zgotował, a którego żałowałam z rozpaczą.
— Tak, wiem, tyś dobre stworzenie. Tybyś mnie kochała z całą gotowością, radabyś mi dać to szczęście; ale pomimo wszystko, gdyby tamten był tutaj, gdyby cię wezwał, choćby znakiem tylko, nie mogłabyś się powstrzymać i poszłabyś do niego.
— Cicho... cicho...
Ale on mówił dalej, podniecał się do coraz gniewniejszego szyderstwa:
— Dlaczego mam być cicho? to bardzo proste. Ja jestem nieśmiały, safanduła; nie mam odwagi, nie potrafię... A on tak dobrze umie, taki piękny... Śpiewał ci piosenkę hiszpańską, co? nauczył cię grzeszyć oczyma? i wszystkich innych grzechów...
— Ryszardzie, proszę cię...
Usiłowała zamknąć mu usta, oplotła go ramionami, gdy naraz rozległ się śród nocy dźwięk rogu myśliwskiego i Ryszard zerwał się, blady śmiertelnie.
W ten sposób dawniej Grosbourg porozumiewał się z Uzelles. Charlexis oznajmiał, że przyjdzie na obiad, Ryszard odpowiadał tak samo, i wesołe dźwięki, przenoszone z jednego brzegu na drugi przez drgającą powierzchnię wody, łączyły braterską spójnią dwa domy.
— Słuchaj, Lidyo.
Z dzikiem wejrzeniem druzgotał jej palce żelaznym uściskiem rozpalonej dłoni.
— Ale mój drogi, to u Klemensa... ogrodnicy...
— Nie, nie... to idzie z tarasu Grosbourga. A jak