Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/24

Ta strona została przepisana.

dni, — Ryszard wiedział, że była godzina czwarta... piąta... szósta. Podobnie jak mu służyła za zegar, zastępowała mu też droga kalendarz, określając odmiennym znakiem każdy dzień w tygodniu. W poniedziałek, — ubodzy; wolny, nieskończony pochód łachmanów i kul, które wyszły niewiadomo zkąd, a zawsze te same twarze zapadłe, o ziemistej cerze, ukazujące się przy furtce obok wielkiej bramy, by otrzymać od pani Clément, ogrodniczki, dwa sous’y i kromkę chleba. W sobotę, — wesela, według mody staroświeckiej Francyi, ze skrzypkiem na czele, wykrzywiającym biodra dla zaznaczenia miary chodu, roznoszącym dźwięki po całej wiosce swoim smyczkiem; za nim panna młoda w bieli, czerwona i oblana potem pod kwiatem pomarańczowym, pan młody, zbierający cały rozpalony pył z drogi na swój jedwabisty cylinder i czarny surdut, potem zaproszeni, parami, — kobiety, wlokące dumnie za sobą frendzle swych szalów, męzczyzni, zakłopotani tem pokazywaniem się w odświętnym stroju, na szosie w dzień roboczy. We wtorki i czwartki, w wigilię targów w Corbeil, przechodziły wielkie stada wołów, toczyły się wózki handlarzy, którzy zatrzymywali się niekiedy przed zamkiem dla zachwalania towaru. W niedziele letnie stowarzyszeniu śpiewackie obnosiły z muzyką chorągwie swoje, błyszczące od medali otrzymanych na konkursach; strażacy odbywali paradę. Jesień sprowadzała przejście wojsk, armaty, które, tocząc się długim szeregiem, wstrząsały domami, a zawsze dokoła studni żołnierze, oblani potem, tłoczyli się, bili, by ugasić pragnienie, pomimo wście-