Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/244

Ta strona została przepisana.

— Patrzno, Chuchin! — zawołał, chcąc zmienić przedmiot rozmowy, — twój lokator idzie do piwnicy.
Ojciec Jerzy wychodził z szopy, chwiejnym krokiem, mrużąc oczy wobec jaskrawego blasku wody, i trzymając w rękach nieskończenie długi kij od wędki.
— Darmozjad!.. — mruknął nadzorca z nienawistną pogardą chłopa dla człowieka, który nie może już pracować, — a to też pomysł, żeby pakować ten wór z robactwem między nasze wiosła i sieci. Co on tam będzie robił z tym swoim drągiem? łowić przecież jeszcze niewolno...
— Nie widziałeś, że na końcu ma przywiązaną butelkę? Idzie po zapas wody z Sekwany.. spije się, zobaczysz.
Ponieważ brzeg był bardzo wysoki, starzec obmyślił sobie ten sposób dosięgnięcia rzeki. Ale woda stała nisko, zmuszony był tedy położyć się i wyciągać z wysiłkiem swój niedołężny stary szkielet. Aleksander i Chuchin bawili się wielce tą pantomimą.
— Jeszcze skóra trzaśnie na nim z wysiłku.
— Jest już na samym brzegu.. głowa jego przeważy napewno... Ostrożnie, ojcze Jerzy!.. masz tobie wleciał!
Okrzyk trwogi, rozpaczliwy, dziki, jedno z tych ochrypłych wołań, w które istota kładzie całą swoją siłę żywotną, rozległo się na obu brzegach. Falowanie trzciny wskazywało miejsce, gdzie starzec wpadł głową naprzód, i chłopi, pracujący na sąsiedniem polu, nie bez trudności, wydobyli go z wody. Gdy położono go na wybrzeżu, drżącego, przemoczonego, trzymającego