jemniczej murawie, zawsze na jednem miejscu, jakby zapomniany, czekał na młodą, kobietę wielki parasol z surowego jedwabiu, a pod tym parasolem, który go całkowicie zasłaniał, piękny Charlexis, leniwie rozciągnięty na miękkiej, bujnej trawie.
Ponieważ wstęp do Pustelni był mu wzbroniony, od czasu gdy leśniczy schwytał go całującego synową, obmyślił sobie na schadzki to koczowisko, w istocie niebezpieczne, gdzie w pośpiechu i obawie mogli zamieniać tylko przelotne pocałunki i pieszczoty. Spotkanie na jarmarku miało im nastręczyć lepszą, sposobność.
Gdy nazajatrz rano karyolka z Pustelni przejeżdżała przez szeroki most w Corbeil, miasteczko, ciche i puste zazwyczaj, roiło się od ludzi, pełne było ruchu i wrzawy. Przytulone do starego klasztoru, na lewem wybrzeżu Sekwany, ponad ogrodami, które rozsiadły się tarasami, i zbiegały stopniowo niemal ku powierzchni rzeki, Corbeil przypominało poniekąd Bazyleę u stóp Münsteru, ale Bazyleę w dzień zjazdu całej okolicy, oblężoną przez wszystkie pobliskie wioski i folwarki.
Dokoła rynku i w sąsiednich ulicach tłoczyły się wehikuły wiejskie wszelakich kształtów, utrudniając wielce wszelki ruch. Sautecoeurowa wjechała na dziedziniec klasztoru Saint-Spire, cichego i pustego w samym środku miasta, od którego murów wiało zawsze chłodem, gdyż wiatr, obiegając dokoła kościół, przesyłał tu ciągle świeże prądy powietrza. Poleciła pani Noel, żeby poczekała na nią, dopóki nie załatwi sprawunków, i dodała:
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/248
Ta strona została przepisana.