Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/254

Ta strona została przepisana.

napełniają studnie pięknem, różowem i białem ciałem kobiecem.
Ekwipaż znikł, a w powozie Féniganów zapanowało przez kilka chwil milczenie i niepokój. „Co za szczęście, że nie ma Ryszarda!“ pomyślały obie panie. Delcrous zaś zapytywał siebie, czy na miejscu będzie, po tem spotkaniu, przedstawić swoją sprawę. Drobne zdarzenie przyniosło pożądaną rozrywkę.
Na drodze do Soisy, idącej pod górę, dwie dziewczynki z włosami barwy konopi, odbiegły od wózka stojącego na pobliskiej łące i z koszyczkami z trzciny i traw zbliżyły się do powozu. Jakkolwiek droga była uciążliwa, stangret, przez wrodzoną nienawiść do żebraków, zaciął konie, w chwili, gdy Lidya wyciągała dłoń po jeden z koszyczków. Pani Fénigan, dostrzegłszy ruch synowej, wołała na stangreta, by stanął, lecz daremnie; i przez kilka chwil słychać było przyśpieszony oddech dziewczątek za powozem i dreptanie ich bosych nóżek. W końcu, na stanowczy rozkaz pani, stangret musiał się zatrzymać. Lidya, dziękując teściowej, szukała portmonetki, by zapłacić za skromny sprawunek, ale pani Fénigan napełniła już białą monetą wyciągnięte małe rączyny.
— Dziwi to pana? — spytała sędziego.
— W istocie, łaskawa pani, miała pani do włóczęgów wstręt, który zresztą podzielam... Przypominam sobie, żeśmy na tej samej drodze z Corbeil mieli z synem pani w tej właśnie kwestyi sprzeczkę...
— Prawda... Eliza była wtedy z nami.
— Właśnie, — odparł Delcrous, uradowany wspomnieniem Czerwonego Kapturka, a pokazując swoje