Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/257

Ta strona została przepisana.

— Cóż pan chcesz? wszystkie moje zapatrywania się zmieniły, ja już nie ta sama kobieta... Jak się to stało? Powiem panu może innym razem... kto wie czy się nie przyda.
Po śniadaniu przeszli do salonu. Lidya grała preludyum Chopina, którego melodyi wtórowała świegotem makolągwa, ukryta śród liści wielkiej paulowni ocieniającej całe wejście do Uzelles, gdy odezwał się dzwonek u kraty. Z za stołu, przy którym pisała do Elizy, pani Fénigan dostrzegła gości, idących przez dziedziniec i wstała śpiesznie.
— Lidyo, zamknij fortepian. Idzie ksiądz Cérè z innym księdzem; to pewnie nowy proboszcz przychodzi nam złożyć wizytę. Jest tutaj dopiero od kilku dni.
— A więc to jest ów ksiądz Cérès, o którym opowiadają tyle cudów, — odezwał się sędzia, zbliżając się do okna, dokąd podeszły za nim obie kobiety i stanęły dyskretnie za firanką.
Księża szli wolno, rozmawiając ze swobodą, może trochę przesadną; zwłaszcza proboszcz, niski, o dobrej tuszy, z twarzą pucułowatą, któremu różowe policzki, podwójny, wygolony podbródek, czarna pelerynka nadawały pozór jednej z tych otyłych, pogodnych, zadowolonych wdów, jakie się często widuje. Zatrzymał się przed wielkim okrągłym klombem i wskazywał swemu wikaryuszowi krzaki róż. Wzruszającym był doprawdy widok księdza Cérès, który od wejścia na dziedziniec trzymał kapelusz w ręku, jak pochylał swoją białą głowę i wysoką postać, i słuchał z dziecięcą uwagą słów zwierzchnika, o jakie dwadzieścia lat przy-