i, wezwany spiesznie z lyceum Ludwika Wielkiego, gdzie nauka przychodziła mu wolno i z mozołem, w zmartwieniu, jakie mu sprawiła ta śmierć tragiczna, pocieszał się nadzieją, że nie powróci już do lyceum. To wygnanie małego Fénigana było powodem gwałtownych utarczek u notaryusza; matka pragnęła zatrzymać dziecko przy sobie i przyjąć nauczyciela, ojciec był za wykształceniem i karnością szkolnemi, w obawie, żeby Ryszard, żyjąc w wiejskiem osamotnieniu, nie stał się równie dziki jak dzieci dróżnika. Bardzo słaby zazwyczaj wobec żony, którą nazywał swoim dobrym tyranem, ojciec Fénigan tym razem nie uległ; głuchy na jej łzy i przekleństwa sam odwiózł Ryszarda do Paryża i zamknął go między wysokiemi czarnemi murami, gdzie chłopiec byłby pozostał do końca nauk, gdyby nie żałobna depesza, która go wezwała do Uzelles sierotą.
Jakże piękną wydawała mu się ta jego droga, gdy szedł za karawanem, sam, śród wielkiego, skupionego w ciszy tłumu. Lucerny rosły wysoko, lany zboża falowały w słońcu. Za każdym krokiem wspomnienia z dzieciństwa powstawały i biegły przed nim; lasy, rzeka, przesyłały mu znane dobrze, oszałamiające zapachy i wyrzucał sobie, że mu tak dobrze było, pomimo łez, że ogarniała go tkliwa radość na widok tej znajomej przyrody, którą kochał wszystkiemi instynktami i od której z taką przykrością się odrywał. I pomyśleć, że teraz już jej nie opuści! Zgadzał się na tym punkcie z matką, która, patrząc przez szybę ze swego pokoju na snujący się długi orszak, mówiła sobie w duchu: „Pocóżby miał pojechać do Paryża? poco koń-
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/26
Ta strona została przepisana.