Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/260

Ta strona została przepisana.

— Słuchaj no, Cérès, nie wmówisz w nas przecież, żeś czytał Dostojewskiego, — nalegał ksiądz proboszcz, śmiejąc się tak, że aż unosiła się na sutannie pelerynka wizytowa.
— Owszem, czytałem... pożyczył mi go pan Mérivet... i mam nawet wielki żal do tego Dostojewskiego.
— Masz do niego żal? i to za co? — spytał proboszcz, oszołomiony, jak wszyscy obecni.
Coprawda ten wiejski wikaryusz nie wyglądał wcale na człowieka, zdolnego zrozumieć autora Karamazowów, ani też czuć do niego urazę za jakąkolwiek teoryę.
— Mam do niego żal za to, że wprowadził w modę litość rossyjską.
— Litość rossyjską?.. Co przez to rozumiesz, kochany księże?
— Rozumiem przez to ową litość niesprawiedliwą dla łotrów i ladacznic, która sprawia, że rozczulamy się wyłącznie nad niedolą galer i innych siedzib występku, jakgdyby nieszczęście było wzruszające tylko w zbrodni i w spodleniu. Oto co nazywam litością rossyjską. Znaliśmy wszyscy zacne żony robotników wycieńczone troską o gospodarstwo i dzieci, znoszące bez skargi głód i bicie; a gdy Dostojewski rzuca swego Rodiona do stóp upadłej dziewczyny, która w jego oczach jest symbolem całej nędzy ludzkiej, uważam, że zbeszczeszcza nędzę i spotwarza ludzkość.
Głos księdza, pozbawiony drżenia, unosił się silny i harmonijny. Stopniowo spojrzenie jego stawało się