Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/274

Ta strona została przepisana.

gestów podobnych na gwarnych chodnikach Canebiérey.
— Jakto, nieszczęśliwy człowieku, to tak rzeczy stoją?.. Chcesz wrócić do siebie pokryjomu, zamierzasz zaskoczyć niespodzianie żonę?.. A ja byłem taki głupi, żem sądził, iż jesteś nareszcie wyleczony! Wiesz, zasługujesz, żebyś za powrotem... — Ale wobec wzruszenia Ryszarda nie miał odwagi dokończyć. — No, szczęśliwej podróży, niepoprawny warjacie; a skoro je zobaczysz przedemną, ucałuj tam matkę i żonę od starego przyjaciela.
Nietylko zazdrość była powodem, że Ryszard chciał być w domu o dwadzieścia cztery godziny wcześniej. Pilo mu było przycisnąć Lidyę do serca, ale nie śmiał powiedzieć tego Mérivetowi, wyznać mu, że, zniósłszy przez rok przeszło rozłąkę z żoną, nie był już w stanie obejść się bez niej dnia dłużej.
Gdy przybył do Villeneuve-Saint-Georges, przedpotopowy omnibus prywatny, z woźnicą w niebieskiej bluzie, zaprzężony w wychudłą kulawą szkapę, podjął się zawiezienia Ryszarda i jego pakunków do Uzelles. Koń szedł wolnego kłusa; ponieważ słońce wschodziło coraz wyżej, a skórzane obicie starego wehikułu paliło, wydając nieznośną woń wiktuałów i tytuniu, przeto Ryszard usiadł na koźle przy stangrecie, któremu kieliszek białego wina, wypity na skręcie do Château-Frayé, rozwiązał jezyk.
Byłto dawny trębacz w 3-cim pułku strzelców, z czasów kiedy dowodził nim książę d’Alcantara. Dobry wojak, ten książę, a naużywał się kobiet, wszędzie gdzie się tylko pokazał. Nic dziwnego, że sobie przepa-