siebie głośno pod wpływem radosnego uniesienia, w jakiem się znajdował.
— Wistocie, kochany panie Ryszardzie, to straszny wypadek. Ale przyznam się pani, iż jestem taki uszczęśliwiony, że trudno mi bardzo... Pan wiedział o moich zamiarach względem pańskiej kuzynki, Elizy? Odpowiedziała właśnie przychylnie, jak się zdaje, pańskiej matce, która śród zamętu, jaki zapanował w całym domu, zdążyła mi tylko powiedzieć kilka słów... A! otóż i panie.
W dali, w alei, ukazały się pani Fénigan z Lidyą. Przypadkiem tego ranka, wczesną godziną, były obie w ogrodzie i obcinały róże, gdy nadbiegła przerażona ogrodniczka i powiedziała im o strasznem odkryciu Aleksandra na murawie. Mały nóż ogrodowy, z rękojeścią z kości słoniowej, nie zadrżał nawet w ręku Lidyi, — pani Fénigan zauważyła to, — i ciął dalej kwiaty Młoda kobieta powiedziała tylko półgłosem: „Co za zczęście, że Ryszard jeszcze nie wrócił!“ a w duchu dodała: „Po jego groźbach zabicia księcia, oskarżyliby go napewno... ja sama gotowabym uwierzyć...“
Myśl ta już jej nie opuściła, a gdy Delcrous, wezwany z Corbeil, zatrzymał się przez chwilę w zamku. Lidya, słuchając go dyskutującego z pisarzem nad możliwemi przyczynami wypadku, omal nie wyraziła głośno zadowolenia swego z nieobecności męża, — powstrzymał ją od tego tajemniczy instynkt. W tych swarunkach łatwo sobie wyobrazić przerażenie młodej kobiety, gdy około południa spostrzegła kuferek i torbę Ryszarda przed pawilonem.
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/282
Ta strona została przepisana.