Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/284

Ta strona została przepisana.

do serca Lidyę, której delikatnej twarzyczki musiał szukać pod wielkim różowym kapeluszem. Była taka chłodna i drżąca, że nie mógł się powstrzymać od głośnej uwagi. Nie odpowiedziała, a pani Fénigan, rozumiejąc, że pragną być sami, poszła naprzód z Delcrousem.
Ryszard, upojony radością, przytulał ramieniem żonę jak nędzarz w dłoni chleb swój ściska, jak tonący trzyma swoją deskę ratunku; zatrzymywał się za każdym krokiem i przypatrywał się jej i pytał, tonąc spojrzeniem w jej oczach:
— Dlaczego drżysz? dlaczego twoje ręce i policzki takie zlodowaciałe?.. mój niespodziany powrót mógł cię wzruszyć... ale teraz już ochłonęłaś... Możeś się tak przeraziła, przejęła tą śmiercią?
— O! nie, — odparła tak szczerze, że niepodobna było wątpić.
Nie poprzestawał nalegać:
— Bo widzisz, powinnabyś mi powiedzieć; ja teraz mogę słyszeć wszystko...
— On dla mnie umarł już dawno, wiesz o tem dobrze... nie, Ryszardzie, to nie to.
— A więc, co?.. nie cieszysz się z mojego powrotu? Twoje listy były jednak takie czułe.
— Jestem czulsza, niż one, mój Ryszardzie, i bardzo szczęśliwa, żem przy tobie. O! bardzo... bardzo... przysięgam ci.
Coraz cardziej drżąca tuliła się do niego, skupiając całą swoją istotę, a na milczących jej ustach drgało zwierzenie czy zapytanie, którego uczynić nie śmiała. I Ryszard gubił się w przypuszczeniach, rozmawia-