Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/287

Ta strona została przepisana.

— A pan, panie Aleksandrze?
— O! ja...
Chcąc uniknąć wypowiedzenia swego zdania, Aleksander udał, że powstrzymuje spłoszonego konia od skoczenia w bok... Dojeżdżali do topoli przy moście. Skrzeczące głosy dochodziły od pomostu praczek, których bielizna rozwieszona w dole na łące kołysała się na sznurach, poruszana wiatrem, idącym od rzeki.
— Gdyby pański pisarz mógł notować to, co się opowiada tutaj od rana, — mówił Aleksander, prostując swoją wysoką postać, aby go zdaleka widziano jadącego z sędzią śledczym w powozie Alcantarów, — możeby się pan dowiedział co o tej sprawie, inaczej...
Po zaciśnięciu płaskich jego warg, sędzia zrozumiał, że nie wydobędzie nic z tego spanoszonego chłopa, któremu patrzało z oczu, że wie dobrze jak rzeczy stoją; niebardzo to obeszło sędziego, był bowiem przekonany, że ten sam Aleksander, taki dyskretny i zamknięty w sobie, wygada się ze wszystkiem na pierwsze urzędowe wezwanie sądu, tego postrachu wieśniaków.
Wysiadłszy przed jedną z bocznych furtek Grosbourga, Delcrous znalazł się po chwili na tarasie, nad brzegiem wody, gdzie księżna w kapeluszu, gotowca do wyjścia, rozprawiała żywo z mężem i panem Janem, siedzącymi na ławce, pod ligustrami, otaczającemi plac lawn-tennisu. Jenerał na widok sędziego wyprostował swoją długą postać i zdaleka zawołał, gdy oczy profesora mrugały z błyskawiczną szybkością, dając znaki za okularami: