Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/29

Ta strona została przepisana.

lałyby jeść swoje ciastka swobodnie, w kurzu gościńca, niż dla przyjemności przyjmowania u siebie zakonnic, które były, wszystkie prawie, kobietami wielkiej dystynkcyi i delikatności serca. Pewnego czwartku Ryszard, zostawszy przypadkiem w zamku, był obecny na tej wizycie dzieci, a podczas obiadu zapytał matki:
— Kto to ta wysoka młoda dziewczyna, taka szczupła i blada, z szaremi, jakby srebrzystemi, aksamitnemi oczyma, która trzymała się ciągle siostry Marty?
— Ależ to Lidya, mała Lidya.
— Co, ta okropna Cyganka?..
I nagle w tej zbieraninie podrzutków z ropą na powiekach, skrofulicznych, śród tych głów z piętnem występku i nędzy, ujrzał pod jedwabistemi, kręcącemi się włosami, które się wymykały z marnego kapelusza słomkowego, dumną i melancholijną twarzyczkę... To ta mała Lidya! i to się zrobiło z tego dziecka znalezionego na gościńcu, wydobytego w łachmanach z rowu przed jakiemi piętnastu laty!
— A gdybyś ją słyszał w niedzielę, przy organach w kaplicy... O! siostra Marta może być dumna ze swego dzieła: ta mała Lidya, to doskonałość... Mówię mała; ona już taka duża jak ja.
Następnej niedzieli Ryszard, po raz pierwszy, towarzyszył matce na mszę do przytułku, a przez cały czas nabożeństwa nie spuszczał oka z delikatnego profilu pochylonego nad organami w głębi chóru. O! nie, ta nie może być taką samą jak inne podrzutki, jej urodzenie nie może mieć tego samego, mętnego źródła. Inaczej jak sobie wytłómaczyć te instynkta arystokra-