Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/305

Ta strona została przepisana.

— Przysiągłbym, że jest wprost przeciwnie.
— Ha! pan się na tem zna, — odparł sędzia, śmiejąc się głośno; poczem znienacka, jednym z tych nagłych zwrotów, które należą do wybiegów śledztwa, spytał tonem poufnym i poważnym:
— Pan jesteś, jak mnie zapewniano, z temperamentu bardzo zazdrosny?
— Rzeczywiście, jestem bardzo zazdrosny.
— Zdaje się, żeś pan nawet pisywał niesłychanie gwałtowne listy!..
— Czy to człowiek wie, co robi w takiem uniesieniu!..
Tutaj nastąpiła cisza, niby po wstępie do melodyi kilka taktów pauzy, w ciągu których umysły uspakajają się, skupiają. Gościńcem, bielejącym w miarę jak ściemniało się niebo, szli po dwóch, po trzech robotnicy, z sakwami i rydlem na ramieniu. Oracz, który zasnął, ukołysany odgłosem dzwonka u szyi wołu, zrywał się i zjeżdżał w bok, by przepuścić powóz, a włóczęga, siedzący nad rowem i zajęty odwiązywaniem bandażów płóciennych z nóg pokrwawionych, ścigał go zazdrosnym wzrokiem.
U stóp spadzistych winnic toczyła swe wody Sekwana, purpurowa od zachodzącego słońca, a na tle tego blasku ciemniejszemi jeszcze wydawały się lasy zaścielające brzeg przeciwległy. Od czasu do czasu odzywał się świst parowca na rzece, a z góry odpowiadał mu las potokiem nut swoich słowików, nut miłosnych, radosnych, które wraz z wonią konwalii, co wpadała do przejeżdżającego powozu, wywoływały w duszy Ryszarda cudny obraz Lidyi, w pamięci Delcrousa zaś wspomnienie śmiechu i lśniących zębów