Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/306

Ta strona została przepisana.

Elizy. O, muzyko majowa, o woni leśne, jakież tajemnicze prądy rozbudzacie w najoschlejszych sercach! Sędzia, bardzo wzruszony, omal nie zatelegrafował do Wersalu, by przysłano zastępcę na jego miejsce dla śledztwa; ale to wahanie się nie trwało długo.
Nagle, u wjazdu do Soisy, na małej ścieżce, idącej pod górę między winnicami, ukazała się długa, czarna postać, odcinająca się ostro od kredowo-białego tła gościńca.
— Dzień dobry, ojcze Cérès, — zawołał Ryszard, rozkazując woźnicy, by stanął.
Wikaryusz najpierw zapytał, czy właściciel małej parafii powrócił również. Ryszard odparł, że pozostawił pana Mériveta w Marsylii, ale nie na długo.
— A co was, kochany księże, zatrzymuje tak późno poza domem? Idziecie tu z pociechą do jakiego nędzarza?
Stary ksiądz otarł pot z białych włosów, co jak wieniec okalały mu głowę pod kapeluszem o szerokich skrzydłach, i odpowiedział z prostotą:
— Wracam od ojca Jerzego... ten stary żebrak, któremuś pan dał przytułek, kazał mnie wezwać.
— Czy on ciągle chory?
— O! umiera... Zaniosę mu wieczorem ostatnie sakramenty.
— Biedny ojciec Jerzy! Lidya się zmartwi. Sutanna tonęła już w mroku, gdy Ryszard dodał: — Koszta pogrzebu na mój rachunek, proszę księdza.
— Dziękuję, zacna duszo, — odparł silny, oddalony już, głos kapłana.
Cień drzew usuwał się z łąk. Wszystko dokoła