Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/307

Ta strona została przepisana.

stawało się czarne, jakgdyby rozpostarło się skrzydło śmierci, co przeszła gościńcem. Gdy stangret zapalał latarnie, Delcrous, powracając do dramatu porannego i swego badania, zapytał przyjaciela, Fénigana:
— Kiedyż się pan rozstał z Mérivetem?
— Wczoraj rano... — Lecz wnet, spostrzegłszy, że naraża żonę, dodał: — Ależ nie, co ja mówię?.. Onegdaj... dwa dni temu. Niepojęta rzecz, jak człowiek, spędziwszy noc w podróży, zatraca świadomość czasu.
„Plącze się, nieszczęsny,“ — pomyślał sędzia, i, kierowany litością, a może też skutkiem zawodowego dyletantyzmu, usiłował, uznając, iż sprawa jest zbyt łatwa, otworzyć Ryszardowi oczy na jego nieostrożność.
— Jednakże dzisiaj rano, gdyśmy się spotkali pod lasem, powiedziałeś mi pan, żeś tylko co przyjechał. Musi chyba tak być, bo niepodobna przypuścić, żebyś pan przez dwa dni przebywał w okolicy i nie był u siebie w domu.
— Oczywiście, — szepnął Ryszard z umyślnem zdumieniem.
Tym razem sędzia powiedział sobie:
— Udaje głupiego... — A po chwili namysłu:
— Słuchajno pan, ale niech to zostanie między nami, wiesz, że na nieszczęście stosunki księcia Ołomunieckiego i pewnej osoby, bardzo ci drogiej, znane były powszechnie w całej okolicy?
— Wiem, — odparł Ryszard spokojnie.
— A więc, czy nie powiedziałeś pan sobie, że gdy trupa księcia znajdą niemal u bramy pańskiej, sąd przedewszystkiem pomyśli o zemście, pochodzącej, jeśli