Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/309

Ta strona została przepisana.

czasu do czasu kłąb dymu, a wzdłuż chodników szli robotnicy milczącemi gromadami, wszyscy, męzczyzni, i kobiety, nieśli koszyczki słomiane koloru sadzy, — umalowały je tak niewątpliwie wyziewy fabryczne. Oprócz tej wędrówki znużonej trzody nie było nikogo na ulicy Notre-Dame, ani na placu Galignani, ciemnym i wąskim, gdzie wznosił się, oparty o zamączone, niby śniegiem osypane, dachy wielkiego młyna, stary Pałac Sprawiedliwości, łączący się z domem aresztu.
— Powóz prezesa jest jeszcze, — rzekł Delcrous, widząc bramę otwartą naoścież, a ponieważ stangret się wahał, zawołał: — Wjeżdżaj, wjeżdżajże!..
W dziedzińcu słabo oświetlonym resztkami konającego dnia i dwiema staremi latarniami, sędzia wyszedł pierwszy i zaprosił Ryszarda, by poszedł z nim do jego gabinetu w „sprawie naglącej,“ — dodał głosem zmienionym, bardzo ostrym. Ryszard, nie odpowiedziawszy, wszedł za sędzią do dużego pokoju na końcu korytarza, gdzie lampa przykręcona stała na biurku. Ciszę, jaka tu panowała, przerywał głuchy rytmiczny łoskot dochodzący z młyna, stuk machiny hydraulicznej. Delcrous rozjaśnił lampę i zadzwonił na pisarza, który pracował w sąsiednim pokoju.
Gdy pisali coś i szeptali... „rozkaz zamknięcia w areszcie, odosobnienie konieczne,* Ryszard, przez wysokie okno, otwarte i zakratowane, spoglądał na drugi mały dziedziniec, gdzie nad żółtemi drzwiami widniały wyrazy, które z trudnością śród zapadającego mroku zdołał przeczytać: DOM ARESZTU CELKOWEGO.