Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/31

Ta strona została przepisana.

łym szalecie, służącym za salę fechtunku, gdzie stał z czołem opartem o szybę, oblany migocącym blaskiem księżyca.
— Niedobre dziecko!.. czemu nie mówisz, że ją kochasz?
— Ach! mamo... mamo...
Te dwa wyrazy, jedyne, na jakie mógł się zdobyć, wybiegły z ust jego spieczonych gorączką, gdy łzy, które trysnęły z jego oczu, spłynęły po szybie, niby krople deszczu ulewnego, a cała silna jego postać drżała. Czy on ją kocha, Boże drogi! Ale nigdy nie ośmieliłby się wyznać tego w obawie odmowy.
— Głuptasie, głuptasie, — zrzędziła łagodnie matka, — jakgdybym ja miała inną ambicyę prócz twego szczęścia.
Myśl, że powziął upodobanie do tej nędzarki, do tej sieroty, niemało się przyczyniła do pobłażliwości macierzyńskiej: bo ostatecznie dziecko, które im zawdzięczać będzie wszystko, nie może wnieść do domu nowej władzy, woli, sprzeciwiającej się woli pani Fénigan, królującej od tak dawna niepodzielnie.
Lidya przyjęła niezwłocznie propozycyę małżeństwa. Czy z radością? czy też przeciwnie z żalem za tym mężem, którego wyśniła sobie innym? Nikt nie dowiedział się nic o tem. Gdy Ryszard przyszedł pierwszy raz jako konkurent do parlatoryum z jasnemi firankami i białemi ścianami, gdzie wizerunek Najświętszej Panny, ozdobiony wielkim spadającym różańcem, i wizerunek Śgo Wincentego a Paulo, z drzewa złoconego, wisiały naprzeciw siebie, — Lidya przyjęła go z uśmiechem życzliwym i pełnym prostoty,