Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/315

Ta strona została przepisana.

zmarszczek i skurczów. Broda, rozplatana, wygładzona, rozpościerała się majestatycznie i przywodziła na myśl jakiegoś wędrownego, starego króla Leara, który skonał, czekając na swoją Kordelię.
Dusząc się zrazu tym nieokreślonym zapachem mrówek, jaki wydaje odzienie i izba prawdziwych nędzarzy, zapachem ubogich, Lidya niebawem przejęta została do głębi pięknością i majestatem tego oblicza starego żebraka; i, wobec śmierci równającej wszystko, wstyd, który ją pognębiał od kilku godzin, od chwili kiedy się dowiedziała, że jest wnuczką tego włóczęgi, ustępował miejsca litości tkliwej i pełnej szacunku. Ksiądz zabrał ją, prawie wbrew jej woli, zbuntowaną, miotającą się gniewem, gotową zaprzeczać niskiemu pochodzeniu, krzyczeć temu starcowi: „Kłamiesz!..“ A teraz, gdy stała pochylona nad tą biedną twarzą, w której odnajdowała może jakieś podobieństwo, łzy napływały jej do oczu na myśl o tem życiu, złożonem z nędzy i poświęcenia, opowiedzianem jej przez księdza Cérès.
— ...Na gościńcu do Corbeil, w wieczór jesienny, jedzie wózek, naładowany owymi cyganami, handlarzami wyrobów koszykarskich, szlifierzami kos, wróżbitami. Chleba niema, koła skrzypią z braku smarowidła. I oto przy wjeździe do Soisy, piękny gmach przytułku, z nowym dachem i jasnemi firankami, poddaje tym włóczęgom myśl pozostawienia tam jednego z małych darmozjadów, najmniejszego, — śliczniutkiej, jak aniołek, dziewczyneczki, którą składają o zmroku w kruchcie pod krzyżem. Matka płakała przez jeden wieczór, ale