Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/317

Ta strona została przepisana.

ki, jakgdyby odgadywał jej szaleństwo i usiłował mu zapobiedz.
O! tak, wiedział, że jego dziecko wymyka mu się, może nazawsze, i łkanie rozpaczliwe, jakie jej na pożegnanie rzucił, powinno było uprzedzić Lidyę o bohaterskiem i tkliwem poświęceniu serca, co biło pod tym stosem łachmanów... Biedny ojciec Jerzy! I pomyśleć, że po tylu cierpieniach, ta ostatnia radość, to pragnienie jego ostatniego tchnienia: widzieć i ucałować dziecko swoje raz jeden, tylko jeden raz, — nie mogła się urzeczywistnić. Jego Kordelia przyszła zapóźno i, wobec dziada, spoczywającego snem wiecznym, Lidya zapytywała siebie daremnie, czem się odwdzięczyć za tyle zaparcia się i miłości.
— Niech mu pani zamknie oczy, to wszystko — czego od pani żądał.
Drgnęła na słowa księdza, pochyliła się nad czołem zmarłego, zimnem i twardem jak głaz, i złożyła na niem pieszczotę swoich ust, zasunęła martwe powieki na szklane źrenice, z których spojrzenie już uleciało.
— To też i wszystko, co mu dać mogłam, — szepnęła, poczem zwracając się do wikaryusza: — Proszę, niech ksiądz nie sądzi, że jestem kobietą pełną pychy i bez serca, jeśli poproszę księdza, by to, co zaszło tutaj dzisiaj wieczór, zostało między nami, zupełnie między nami.
— Chciałem właśnie pani to zaproponować, — odpowiedział ksiądz chłodno. — Rozumiem dobrze względy familijne...