Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/321

Ta strona została przepisana.

skiem, stanowiło taki kontrast z kartką zabrukaną i pomiętą, jak cała jej wykwintna postać z błotnistą ziemią w szopie, ze ścianami poczerniałemi, oblanemi smołą...
Przeciągły świst statku pod szluzą wyrwał Lidyę z zadumy. Płomień świec kopcił, wielkie cienie snuły się po martwo-bladej twarzy nieboszczyka, gdy ksiądz modlił się, klęcząc przed tapczanem. Lidya nie czuła się na siłach, by pójść za jego przykładem. Zbyt wielka burza miotała jej duszą; bardziej wzburzona, niż istotnie wzruszona, czuła przedewszystkiem potrzebę skupienia się, opamiętania. Rzuciła ostatnie spojrzenie swemu ubogiemu, którego głęboki sen budził w niej zazdrość, i wyszła.
— Czy pani chce, żebym odprowadziła? — szepnęła matka Lucriot, drzemiąca pod szopą.
— Dziękuję... — i Lidya, która śpieszyła się do samotności, weszła we mgłę gęściejszą, ciemniejszą jeszcze niż przed chwilą.
Wdali szluza przecinała cały widnokrąg z głuchym, nieustającym łoskotem grzmotu, śród którego ginął rozpaczliwy okrzyk statku. Lidyi zdawało się, że to ona, że to jej zagrożone życie woła na pomoc. W biednej jej duszy panował taki mrok, taki zamęt, po burzy tego długiego dnia. Rano ów trup na murawie, potem zaaresztowanie Ryszarda, a gdy usiłowała zrozumieć dziwaczną kartkę, pochodzącą z więzienia, ksiądz Cérès zabrał ją do ojca Jerzego!..
A zatem to ukrywało się poza koroną i herbami,