Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/326

Ta strona została przepisana.

jęte. Mam teraz dowód, że przyjechał dopiero w poniedziałek rano, w dwa dni po zabójstwie... I w miarę jak wymyka się ten ślad, wpadam na inny, daleko pewniejszy, gdzie wszystko się zgadza, godzina, dzień, pobudki, doniesienia moich agentów, listy bezimienne, które mnie dochodzą.
Delcrous umilkł, spostrzegłszy lokaja na ganku, w uchylonych drzwiach.
— Kto tam? Powiedziałem, żeby nam nie przeszkadzać, — krzyknął jenerał głosem komendy.
Służący zniknął przestraszony. Na jego miejsce olbrzymi cień zasłonił całe światło we drzwiach.
— Przepraszam jaśnie księcia.
— Ach! to ty Santecoeur.
Delcrous zbliżył się pocichu a szybko do jenerała.
— Proszę, niech książe przyjmie tego człowieka; pomówimy, gdy go książę wysłucha.
Jenerał wzruszył ramionami i, wskazując drzwi otapetowane, które się łączyły z pokojami gościnnemi.
— Przejdź pan tam, zawołam pana, — rzekł, poczem zwrócił się w stronę ganku: — Wejdź, Eugeniuszu.
Wychudły, pochylony, niepewny na nogach, Indyanin wyglądał jakgdyby wstał z ciężkiej choroby. Głos jego również utracił swój dźwięk metaliczny, jakkolwiek Santecoeur usiłował mówić wyraźnie i trzymać się prosto, gdyż był w paradnym mundurze, pod bronią i wobec swego pana.
— Przychodzę do księcia pana, — rzekł ze wzrokiem wlepionym w dywan, — prosić o dymisyę.