— Panie Delcrous!
Gdy Indyanin ujrzał wchodzącego z powagą sędziego trybunału w Corbeil, przed którym często składał zeznania w sprawach kłusownictwa, — uczuł, że kolana uginają się pod nim, jakgdyby kat już kładł dłoń na jego ramieniu. „W drogę!“ Wielkie jego policzki zapadły się i pobladły. Doprawdy nie sądził, że to nastąpi tak prędko.
— I cóż, panie sędzio, — odezwał się książę tryumfującym tonem, — miałem, zdaje się, słuszność, przypuszczając, że nędznik, o którym mówiliśmy, nie działał sam. Oto narzędzie, które znalazł i wytłómaczenie wszystkich alibis, które pana zbijają z tropu... Santecoeur, jeśli chcesz, żebyśmy byli dla ciebie względni, opowiedz dokładnie, jak się to wszystko stało... tylko przedewszystkiem, bez oszustw.
Księciu zdawało się, że leśniczy się waha i, chcąc mu oszczędzić wstydu wyznania, dopomagał mu, poddawał wyrazy.
— Powiedz, co ci przyrzeczono? Co ci dano? Boć ostatecznie nie pracowałeś na własny rachunek.
Santecoeur wyprostował się, na twarz biły mu ognie, żyły na czole miał nabrzmiałe od wysiłku, z jakim się powstrzymywał.
— Być może, iż rzeczy takie robią się za pieniądze; ale, żeby po dwudziestu ośmiu latach wiernej służby, trzydziestu w Poczcie-Zajęczej, a piętnastu w Pustelni, mój pan mógł mnie sądzić zdolnym... Nie!
— Nie zechcesz w nas chyba wmówić, że historyjka, jaką opowiedziałeś przed chwilą, jest prawdziwa? — spytał szyderczo jenerał, zmieszany nieco.
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/328
Ta strona została przepisana.