Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/336

Ta strona została przepisana.

głos kroków na moście Ris, — odezwał się właściciel malej Parafii, który od powrotu nie opuszczał matki i żony Ryszarda.
— To pewnie ktoś przyjechał z Corbeil ostatnim pociągiem, i ktoś, komu pilno... — odparła pani Fénigan, nasłuchując odgłosu kroku bardzo śpiesznego.
— Pani Ryszardowa była dzisiaj wieczór bardzo smutna, smutniejsza jeszcze niż zwykle. Zdaje mi się, że śmierć tego żebraka zrobiła na niej silne wrażenie.
— Gdy człowiekowi ciężko na sercu, wszystko staje się powodem do łez, — westchnęła pani Fénigan. — Pomyśl, mój przyjacielu, że od trzech dni, od zaaresztowania, nie miała od męża żadnych wiadomości oprócz tego tajemniczego bileciku...
— Który pani dowodzi, jak jest pewny swego rychłego uwolnienia. Omyłka, kochana pani, powtarzam, że to omyłka... Domyśliłem się odrazu, gdym spojrzał w oczy sędziemu Delcrous. Miał minę taką zażenowaną, zrozpaczoną... Niech mi pani wierzy, zobaczy pani wkrótce swego ukochanego syna. A zresztą niechno pani spojrzy... ależ, niechże pani spojrzy, pani Fénigan! — krzyknął Napoleon Mérivet donośnym głosem, zrywając się na równe nogi.
Na drodze białej i błękitnawej, wprost otwartej bramy dążyła spiesznym krokiem dobrze znana postać. Matka, nie mając siły się poruszyć, zawołała:
— Ryszardzie!
— Jesteś tutaj? — odparł głos, który załamał się się w łkaniu. Skoro tylko mógł mówić, Ryszard zapytał — A Lidya?.. masz wiadomości od niej?