— Lidyo... Ryszardzie... Chodźcie, próżniaki... już dzwonią na mszę.
Kuzynka Eliza, przebywająca od dwóch dni w Uzelles, wołała, biegała pod oknami Pawilonu, gdy dzwon małej parafii przerywał swemi czystemi dźwiękami ciszę niedzielnego poranka, a pani Fénigan ukazywała się w głębi szpaleru, idąc majestatycznym chodem bogatej mieszczanki, z książką do modlitwy o złoconych brzegach w jednej, a jedwabnym woreczkiem, pełnym brzęku kluczy i kółek w drugiej ręce.
— A Ryszard? — zapytała matka, widząc, że Lidya schodzi sama, w eleganckiej czarnej tualecie, która odbijała od żywych i jaskrawych kolorów stroju Czerwonego Kapturka.
— Czytaliśmy bardzo długo, nie śmiałam go obudzić, — odparła młoda kobieta, rumieniąc się z powodu tego kłamstwa i dążąc śpiesznie do kaplicy.
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/339
Ta strona została przepisana.
XX.
DROGA.