raźny wielki kręg zadymionego światła. Lidya, wieczorami, spędzała długie chwile przy tem oknie, zahypnotyzowana przez ten szlak płomienisty, pociągający i oddalony. Ach! ten Paryż, taki bliski, o siedem czy osiem mil zaledwie odległy, a do którego nie zawożą jej nigdy! Jeszcze jeden z objawów despotyzmu pani Fénigan. „Pocóż ty pojedziesz do Paryża, moja mała? Czy ja tam jeżdżę? A mój syn jeździł, zanim się z tobą ożenił?“ Lidya nie odpowiadała nic, nie oburzała się nawet na ten niesprawiedliwy autokratyzm, pozbawiający jej wszelakich przyjemności, jakich żądne były jej młodość i bujne zdrowie. Ale Ryszard powinienbyył zadrżeć na widok pewnych spojrzeń, jakie posyłabała- ku temu odblaskowi wulkanicznemu, gdy stała późnym wieczorem, rozmarzona, przy otwartem oknie.
Razu jednego wszakże, przesądy pani Fénigan ustąpiły, wobec nalegań sąsiadów z Grosbourg. Będąc właścicielami polowania w lasach Sénartu, wzdłuż których ciągnie się wioska Uzelles, Alcantarowie nie omieszkali nigdy, przy otwarciu sezonu, zapraszać Ryszarda, doskonałego myśliwego, znającego las jak kłusownik. Drogę miał niedaleką, — przeszedłszy przez własny park i minąwszy kratę stał już na miejscu spotkania, przy bażantarni; a przybywał zawsze pierwszy. W roku jego małżeństwa z Lidya, rano w dniu otwarcia łowów, jenerał i goście jego spostrzegli Fénigana czekającego na nich w towarzystwie ładnego, małego strzelca, w stroju zielonym aksamitnym, w kamaszach, w butach, w kapelusiku tyrolskim na jasnych, popielatych włosach.
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/40
Ta strona została przepisana.