Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/44

Ta strona została przepisana.

Gdy wsiadali do karety, wyszedłszy z teatru, Lidya, bardzo podniecona, bardzo zdenerwowana niewątpliwie pod wpływem tłumu, światła elektrycznego, ożywionego ruchu nocy paryskiej przy końcu widowisk, — rzekła do męża:
— A gdybyśmy poszli na kolacyę?
Spojrzał na nią osłupiały. Zkąd do niej myśl podobna? A pociąg, jedyny pociąg, jaki o dwunastej minut pięćdziesiąt odchodzi z dworca kolei Lyońskiej! Zaledwie zdążą na czas przyjechać.
— Co tara pociąg... Prześpiemy się w hotelu.
A mówiąc to otoczyła jego szyję ramionami z taką pieszczotą, złożyła na jego ustach pocałunek takiej nieznanej dotąd słodyczy, że biedny mąż oszczędził jej spodziewanego: „Co powie mama?“, i odparł tylko:
— Chodźmy na kolacyę.
I, by wszystko tej nocy było dla młodej kobiety nieprzewidzianem, towarzysz jej, zazwyczaj taki nieśmiały, że nie miał odwagi sam wejść do sklepu ani rozmawiać z subjektami, stały się swobodnym i wesołym do trzpiotostwa, tykał garsonów restauracyjnych, dolewał ciągle szampana; był to mąż, którego nigdy nie znała, którego już nigdy nie miała ujrzeć, gadatliwy, czuły, otwarty, przysięgający, że co miesiąc powtarzać będzie tę hulankę i, że jeśli matka zechce się temu sprzeciwić, odeśle ją do jej koszatek... o! ale stanowczo!.. O drugiej nad ranem, po Paryżu, przeziębniętym, migocącym blaskiem świateł, błądziło małżeństwo w dorożce, szukając przytułku, w kilku hotelach bowiem nie przyjęto ich, jako parę podejrzaną, z czego uśmieli się serdecznie. Znaleźli nareszcie nocleg na