Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/63

Ta strona została przepisana.

Matka uczuła, jak ramię syna, oparte na jej ramieniu, drżeć zaczęło, ale ciągnęła dalej głosem twardym, ze spojrzeniem niewzruszonego operatora:
— Cała ich historya jest znana... wyobraź sobie, miewali schadzki w naszym domu... Przychodził nocą, przez mur...
— Wejdźmy tu, mamo, jestem złamany, — szepnął Ryszard, otwierając drzwi drewnianego domku.
Gdy padł na kanapę całym swoim ciężarem, sprężyny zaskrzypiały pod tym naciskiem, a jednaka myśl oblała jednocześnie rumieńcem twarz matki i syna.
— Przez wzgląd na twoją dumę, na twoje nazwisko, ukochane dziecko, nie myśl już o tej kobiecie, przyrzeknij mi to.
Zdjęła jedną z poduszek, by usiąść obok niego; kilka zapomnianych szpilek od włosów wsunęło jej się w rękę. Zebrała je i wyrzuciła ze wstrętem. Poczem nastąpiło ciężkie milczenie, podczas którego wpadła przez otwarte drzwi jaskółka, musnęła belki, szeleszcząc jak wachlarz, i wyfrunęła, niby kaprysem kobiecym kierowana.
— Przyrzeknij mi to... — powtórzyła matka, bardzo wzruszona.
Ryszard odpowiedział:
— Dobrze! Przyrzekam ci, ale pod jednym warunkiem... chcę wiedzieć, chcę, żebyś mi powiedziała gdzie oni są.
Przelękła się, że za silnie nacisnęła strunę dumy i gniewu.
— Wiedzieć gdzie są, a to po co? Co zamierzasz?