— Nic, prosta ciekawość.
— Ja nie wiem, zapewniam cię.
— Dobrze. Ci z Grosbourg powrócili; tam dostanę odpowiedź.
Pani Fénigan w obawie skandalu, przyrzekła, że sama pójdzie po wiadomości do d’Alcantarów; będzie miała migrenę, jak zwykle gdy kładzie kapelusz, ale mniejsza o to.
W dwa dni później, wysiadając z powozu przed wielkim tarasem w Grosbourg, zastała tam księżnę na poufnej i bardzo ożywionej rozmowie z panem Aleksandrem, którego ironicznie przesadny ukłon ściął mrozem serce przybyłej.
— Zobaczymy się jeszcze, Aleksandrze... — rzuciła mu księżna, wprowadzając panią Fénigan do małego narożnego saloniku, wybitego staremi materyami.
— Czemuż zawdzięczamy te miłe odwiedziny, pani notaryuszowo? — zapytała tonera obłudnej i wyniosłej życzliwości.
Notaryuszowa, tak ostentacyjnie zatytułowana, spojrzała na księżnę, pognębiona tem przyjęciem, a w oczach jej malowało się to wszystko, co stało strasznego i niewypowiedzianego jeszcze między niemi.
— Mój syn, Ryszard, o mało nie umarł.
— Al doprawdy... aż tak... nie wiedziałam...
— Jakto, pani nie wiedziała, że moje biedne dziecko...
— Boże drogi, moja pani, to taki delikatny temat...
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/64
Ta strona została przepisana.