zdu i zielonych firanek wierzbiny z obu stron, brała lekcye pływania, a gdy wychodziła z wody, gdy zdejmowała kostium śmiała się do rozpuku, wydawała okrzyki trwogi, ilekroć gałęź wierzbiny musnęła jej nagie, różowe ciało lub sfrunął z liścia spłoszony owad. Obraz tej ponętnej postaci, oblanej wodą, skąpanej w świetle, drżącej z chłodu, nagłe wspomnienie słodyczy tego pięknego owocu, którym raz zaledwie ośmielił się nasycić z całą pożądliwością, wreszcie rozdzierający żal za utraconemi uciechami, za umarłemi godzinami, — oto wszystko co mu przyniósł podczas kilkakrotnego zarzucania sieci długi postój przy Wróblej wyspie.
— Dziwna rzecz, — mówił wieczorem w kuchni ojciec Rozyny Chuchin, — pan Ryszard taką ma smutną twarz, a przez cały czas połowu nie przestał śpiewać.
W istocie, gdy pogrążony był w drogiem wspomnieniu, bezwiednie przypomniał sobie też melodyę Pergolesa, którą grał pan Jan z Lidyą i głośno nucił bas, wtórując swojemi „bum, bum“ boski śpiew, co mu dźwięczał w głowie i roztkliwiał serce.
Następnych dni prześladowała go ta sama uporczywa mara. We wszystkich zakątkach i zakrętach rzeki, o którejkolwiek godzinie, czy śród mgieł porannych takich gęstych, że łódka mogła się jedynie kierować pluskiem fali rozbijającej się o filary mostu, czy wieczorem, gdy ogień galaru sunął tajemniczo po powierzchni wody, i na Yéres i na Orge, tych ładnych małych dopływach Sekwany, okolonych zielonemi stokami, kępami drzew i kwiecistemi rabatami, gołębnikami, sadzawkami, starożytnemi opactwami, prze-
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/69
Ta strona została przepisana.