z pod dziurawego, postrzępionego kaftana, kładzie kronikę na kamień przy sobie, kij z drugiej strony, poczem zamyka oczy, ale tylko w połowie, gdyż strzeże nędznej strawy swojej od much i robactwa, tych wrogów jego włóczęgoskich wypoczynków, — i zasypia z jedną ręką na chlebie, a drugą na kiju z twardego drzewa.
A Ryszard nie śpi; skończyły się mile siesty dawnych czasów! Z przeciwnej strony drogi skąpanej w świetle, patrzy na ciężki sen tego nędzarzarza, dla którego odczuwa jakby tkliwość, bo był ubogim Lidyi, bo był ostatnim, z którym mówiła, bo jemu, w tę rękę chropowatą i skurczoną, oddala ów list pożegnalny, którego pani Fénigan nie śmiała pokazać synowi. I nagle przychodzi mu na myśl, że w braku tego listu, biureczko Lidyi, na górze, w ich pokoju, zawiera może listy inne, równie ciekawe. Czem się to stało, że nie wzięła go pokusa zajrzeć tam wcześniej?
Zrywa się, śpieszy do Rozyny po klucz, dostrzega sylwetkę pana Aleksandra, wyskakującego przez okno garderoby otwarte i wychodzące na park, wbiega na małe schody drewniane, przybrane draperyami z kretonu w wielkie kwiaty, i w chwilę później stoi przed zalotnym, starożytnym mebelkiem, i obraca gwałtownie klucz w zamku, upojony nagle zapachem irisu, który mu lepiej jeszcze przypomina nieobecną, niż arye Pergolesa lub Beethoven’a.
Wielkiemi rozpalonemi palcami szuka, przerzuca. Znalazł już listy matki i swoje, z czasów kiedy starał się o sierotę, kilka bilecików siostry Marty, pisanych podczas pobytu zakonnicy w Dublinie, potem, staran-
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/74
Ta strona została przepisana.