Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/78

Ta strona została przepisana.
V.
GAWĘDA W ZAGRODZIE..

Msza ukończyła się przed chwilą. Przez otwartą kratę i drzwi widać czarną głębię kościoła ciemniejszą jeszcze przez kontrast jaskrawego blasku na dworze; świece gasną jedna po drugiej, a pod portykiem stoi mały pan Mérivet, świeżo ogolony, w wysokim krawacie atłasowym, na którym opiera się, okający jego głowę, wałek białych włosów, z różową wstążeczką orderu papieskiego w butonierce, i kłania się wychodzącym gościom swoim, odprowadza do drogi wybitniejsze osoby, dziękując im z zamaszystą staroświecką gestykulacyą za wielki zaszczyt... „W istocie. Dzięki stokrotne... sporo mieliśmy osób dzisiaj rano, a byłoby jeszcze więcej, gdyby nie święto patrona Draveil i nie wiem nawet jaka uroczystość w przytułku w Soisy, które nam wyrządziły krzywdę... Do niedzieli... proszę nie zapominać... do niedzieli.“