Wierni malej parafii, wszystko prawie sąsiedzi, rozpraszali się, roznosząc przez kilka minut po gościńcu woń kadzidła, odgłos skrzypienia nowych trzewików i jedwabnych materyi.
Barbara, stara bardzo kucharka, która od śmierci lokaja pełniła po nim obowiązki zakrystyana, przyniosła panu Mérivet klucz od głównych drzwi.
— Tak, proszę pana, wszystko dobrze zamknięte, pogaszone... Tylko jeszcze zakrystya, gdzie jest ksiądz wikary. Powiedział mi, żebym nie czekała na niego, że wyjdzie przez zagrodę.
Zagroda był to kawałek przylegającego do kościoła gruntu, gdzie leżały pomiędzy trawą i kwitnącemi makami kamienie ciosowe, pozostałe tam od czasu budowy domu Bożego. Z gościńca wyglądało to jak cmentarzyk wiejski.
— Czy aby ksiądz Cérès nie chory, że tak długo siedzi w zakrystyi? — spytał Mérivet, któremu kapłan, odprawiający mszę w jego kościołku, był równie drogi jak sam kościołek.
Ale Barbara uspokoiła go. Ksiądz wikary kazał sobie dać igłę z czarną nitką i pewnie będzie cerował swoją starą, zniszczoną, świecącą się sutannę.
— Czas już, żeby mu pan kupił nową.
— Masz słuszność, Barbaro, kupimy mu nową sutannę... ale teraz pośpiesz się ze śniadaniem.
Stara dziewczyna przeszła przez drogę opustoszałą teraz, rozszerzoną niejako, jak cała wieś dokoła przez ciszę i spokój niedzielny, i znikła za małą furtką w przeciwległym murze, zostawiając pana swego siedzącego w słońcu, na jednym z wielkich białych ka-
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/79
Ta strona została przepisana.