mieni. Pan Mérivet czekał na wikarego i szukał sposobu zniewolenia go do przyjęcia nowej sutanny, którejby ksiądz nie sprzedał natychmiast dla swoich ubogich, gdy odezwały się na drodze kroki i rozległo się nucenie niskiego głosu. Największą przyjemnością staruszka było, gdy przechodzień, obcy zatrzymywał się się przed napisem na jego kościele: Napoleon Mérivet, kawaler orderu Świętego Grzegorza Wielkiego, i t. d. I już podnosił głowę, rozkoszując się z góry radością, co pochlebiała jego próżności, lecz doznał rozczarowania, gdyż znalazł się wobec Ryszarda Fénigana, którego nie widział od przerwy wieczorów muzykalnych, spowodowanej wyjazdem Lidyi. Wezwał go życzliwym ruchem, posadził przy sobie i, przypatrzywszy mu się dobrze przez chwilę, rzekł:
— Czemu pan nie przyszedł wcześniej? To pan wcale nie chce wejść do mego kościołka? A jednak przyniósłby panu ulgę.
Ryszard wychudły, zapadły, z czołem przeciętem poziomemi zmarszczkami, jak papier do nut, szukał wymówki, żeby uciec coprędzej, uniknąć wyrzutów tego starego manjaka; ale ciepłość kamienia, słodycz woni maków, ujmująca dobroć staruszka przykuwały go do miejsca.
— Jesteś pan daleko młodszy odemnie, — mówił poczciwiec, klepiąc go łagodnie po rękach, — ale wiek się wyrównywa, gdy człowiek ma jednakowe cierpienie... Ból, który panu dolega, i mnie dręczył, przeszedłem przez to samo, a smutny byłem, że tylko umrzeć albo zabić... tak, właśnie, zabić.. To śmieszne, nie prawda? ojciec Mérivet, ten mały staruszek, taki grze-
Strona:PL Daudet - Mała parafia (tłum. Neufeldówna).djvu/80
Ta strona została przepisana.