Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/123

Ta strona została przepisana.

kamizelce, wyszywanej żółtem, w turbanie, ze swą derbuką za plecami dopełniał tej maskarady. Szczęśliwy z należenia do tak pięknej kompanii, upojony słońcem, kanonadą, chodzeniem po ulicach, obfitością broni i mundurów, przekonany zresztą, że to jest wojna przeciwko Prusakom, która dalej trwała, tylko prowadzona w sposób swobodniejszy, żywszy — ten zbieg został zamieszany, sam nie wiedząc o tem, do tej wielkiej bachanalii paryskiej i stał się znakomitością chwili. Wszędzie, gdzie się pokazał, powstańcy okazywali mu radość i podziwiali go. Komuna była tak dumna z posiadania turkosa, że się nim popisywała, pokazywała, chełpiła się nim, jak kokardą czerwoną. Dwadzieścia razy dziennie posyłano go z placu na pole walki, z pola walki do ratusza. Tyle już słyszeli o tem, że ich marynarze nie są prawdziwymi marynarzami, artylerzyści prawdziwymi artylerzystami. Ten przynajmniej jest niewątpliwym turkosem. Ażeby się o tem przekonać, dość było podziwiać przezorną zwinność młodej małpy i całą dzikość tego małego ciała, poruszającego się na dużym koniu w fantazyjnych podskokach.
Czegoś jednak brakowało Kadurowi do szczęścia. On wolałby bić się, mieć do czynienia z prochem. Ale na nieszczęście podczas komuny, tak samo, jak za czasów cesarstwa, główne sztaby nie zawsze przyjmowały udział w walce. Po odbyciu biegania i parady, biedny turkos spędzał czas na placu Vendôme, albo w podwórzach ministeryum wojny, w bezładnych obozowiskach, pełnych baryłek z wódką, zawsze napoczętych, beczek słoniny z odbitemi dnami, wśród szalonych pohulanek, w których czuć jeszcze było wygłodzenie się podczas oblężenia.
Nie mogąc, jako wierny muzułmanin, brać udziału w tych orgiach, Kadur trzymał się na uboczu, ponury