Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/124

Ta strona została przepisana.

i cichy wykonywał w kąciku swoje religijne obmywania, swoje kus-kus z garścią kaszy; potem, po odegraniu krótkiego kawałka na derbuce, otulał się w swój burnos i zasypiał gdzieś na ganku przy płomieniu biwaku. Pewnego majowego poranku turkosa obudziła straszna strzelanina. Ministeryum było w poruszeniu. Biegano, uciekano. Machinalnie zupełnie turkos zrobił to samo, co inni, skoczył na konia i podążył za sztabem. Na ulicach słychać było nawoływanie trąbek, bataliony powstańcze pędziły w nieładzie. Widocznie działo się coś nadzwyczajnego... Im więcej zbliżano się do nadbrzeży, wystrzały były głośniejsze, zamieszanie coraz większe. Na moście Zgody Kadur zgubił swój sztab. Trochę dalej odebrano mu konia, był potrzebnym dla jakiegoś żołnierza w kepi, naszyłem ośmioma rzędam i galonów, któremu pilno było zobaczyć, co się dzieje w ratuszu. Turkos rozwścieklony począł biedź w stronę toczącej się bitwy. Biegnąc nabijał swój karabin i szeptał ciągle: Macach bono Brissien... zdawało mu się, że to Prusacy weszli.
Już kule świstały dokoła obelisków wśród zieleni Tuilleries. Na barykadach przy ulicy Rivoli mściciele Flourens’a zawołali nań: »Hola turkosie, turkosie«. Było ich nie więcej nad dwunastu, ale turkos sam wystarczał za całe wojsko...
Dumny, widoczny zdała, jak chorągiew, stoi na barykadach i walczy krzycząc, skacząc pod gradem kartaczy. Na chwilę zasłona z dymu, unoszącego się nad ziemią, przerzedziła się w przerwie pomiędzy dwiema kanonadami — wtedy turkos ujrzał mnóstwo czerwonych spodni, tłoczących się na polu Elizejskiem. Potem znowu wszystko się zmieszało. Pomyślał, że mu się wydaje i wziął się dalej do roboty. Nagle na barykadzie umilkło.