Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/158

Ta strona została przepisana.

cone z liści drzewa drżą we mgle. W głębi ogromny wiadukt kolei żelaznej ponury, z powyszczerbianymi łukami, jakby mu zębów brakowało. Przechodząc Perreux, widać jedną z małych willi przydrożnych — ogród stratowany, dom zrabowany, ponury, poza ogrodzeniem trzy duże, białe chryzantemy, które ocalały od rabunku, zupełnie rozkwitłe. Otworzyłem furtkę — wszedłem, ale były tak piękne, że nie ośmieliłem się ich zerwać.
Idę wprost przez pola i dochodzę do Marny. Przybyłem nad rzekę. Skąpane słońce igrało w wodzie. To cudowne! Naprzeciwko Petit Bry, gdzie tak zawzięcie walczono dnia poprzedniego; dziś małe, białe domki stoją spokojne na wzgórzu wśród winnic. Z tej strony rzeki stoi łódź w trzcinie. Na wybrzeżu garstka ludzi rozmawia, spoglądając na przeciwległy pagórek. Są to wysłani na zwiady do Petit Bry, dla sprawdzenia, czy Sasi nie powrócili. Przeprawiam się z nimi na drugą stronę. Podczas, gdy łódź przepływa, jeden z żołnierzy, siedzący z tyłu, mówi do mnie cichym głosem:
— Może potrzebujecie karabinów? w merostwie, w Petit Bry, jest ich pełno.
Zostawili tam także pułkownika liniowego, wysokiego blondyna, z twarzą białą jak u kobiety i w żółtych butach, zupełnie nowych...
Głównie zwróciły jego uwagę buty nieboszczyka! Wciąż do nich powracał.
— Jak Boga kocham, piękne buty! aż mu oczy błyszczą, kiedy mówi o nich.
Gdy wchodziliśmy do Petit Bry, jakiś marynarz w płóciennych sandałach, obładowany czterema czy pięcioma karabinami, wyskoczył z uliczki i pędem podbiegł do nas, wołając: