Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/18

Ta strona została przepisana.

— Nie śpiesz się tak mały, zawsze jeszcze zawcześnie przyjdziesz do tej twojej szkoły.
Pomyślałem, że kpi sobie ze mnie i cały zdyszany wpadłem na podwórko p. Hamla.
Zwykle przed rozpoczęciem lekcyi panował w szkole tak wielki hałas, że na ulicy było słychać. Otwierały się zamykały pulpity, wszyscy odrazu powtarzali głośno lekcyę, przyczem dla lepszego zrozumienia zatykali sobie uszy, rozlegały się uderzenia o stół grubej linii p. profesora i jego głos.
— Ciszej dzieci.
Liczyłem na to wszystko i łudziłem się, że potrafię niepostrzeżenie dostać się do swojej ławki; ale tego dnia była jakaś przerażająca cisza! Jak w niedzielę!
Przez otwarte okno ujrzałem kolegów, siedzących zupełnie spokojnie na swoich miejscach i pana Hamla, przechadzającego się tam i napowrót z ową straszną żelazną linią pod pachą. I podczas takiej ciszy trzeba było otworzyć drzwi i wejść! Możecie sobie wyobrazić, jaki byłem czerwony i jak się bałem. Lecz cóż to? P. Hamel spojrzał na mnie bez gniewu i powiedział łagodnie:
— Idź prędko na twoje miejsce, biedny Franiu, mieliśmy już zacząć bez ciebie.
Przeskoczyłem ławkę i usiadłem natychmiast przed swoim pulpitem.
Teraz dopiero, ochłonąwszy trochę z przerażenia, spostrzegłem, że nasz nauczyciel miał na sobie swój piękny, zielony surdut, cieniutki karbowany żabot i małą haftowaną czapeczkę z czarnego jedwabiu, którą wkładał tylko podczas wizyt inspekcyi lub podczas rozdawania. Cała klasa zresztą wyglądała jakoś niezwykle uro-