Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/56

Ta strona została przepisana.

wyglądała szyjka butelki, pod pachą zaś puszkę z jakiemiś konserwami, sławną puszkę z białej blachy, na którą Paryżanie nie mogą patrzeć, ażeby nie przypomnieć sobie pięciomiesięcznego oblężenia... Kobieta zwracała uwagę najprzód olbrzymim kapeluszem w kształcie budy; miała na sobie stary szal, który przykrywał ją obciśle od stóp do głowy, uwydatniając w całości jej chudość; z pomiędzy zmiętych ozdób kapelusza wyglądał koniec nosa i kilka nędznych kosmyków siwiejących włosów. Wszedłszy na płaszczyznę, mężczyzna zatrzymał się, ażeby trochę odetchnąć i obetrzeć czoło. Nie było wcale gorąco tu na górze w mglistem powietrzu listopadowem, ale oni szli tak prędko...
Kobieta nie zatrzymała się wcale. Idąc prosto ku galeryi, popatrzyła chwilkę na nas z pewnem wahaniem, jakby chcąc się o coś pytać; ale onieśmielona widocznie oficerskimi galonami, wolała zwrócić się do szyldwacha i usłyszałem, jak bojaźliwym głosem spytała, czy może widzieć się ze swym synem, żołnierzem trzeciego batalionu, szóstej brygady gwardyi ruchomej paryskiej.
— Pozostańcie tu — powiedział żołnierz — pójdę, zawołam go.
Uszczęśliwiona, westchnęła tem westchnieniem, które przynosi ulgę, i zwróciła się do męża. — Odeszli oboje i usiedli na uboczu na skraju pochyłości.
Czekali tam dość długo. Fort Mont-Valerien jest tak wielki, składa się z tylu dziedzińców, szańców, baszt, koszar, kazamatów! I jak tu szukać jakiegoś tam żołnierza z trzeciego batalionu szóstej brygady w tem mieście bez końca, zawieszonem pomiędzy niebem i ziemią, wznoszącem się ślimakowato wpośród chmur, jak wyspa Laputa. Prócz tego o tej porze w twierdzy wciąż słychać