Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/61

Ta strona została przepisana.

na te drżące gorączkowo ręce, które się szybko poruszały, szukając jej, słyszeć te głosy, przerywane łzami: puszka! gdzież ta puszka! — nie wstydzono się dołączyć tego drobnego szczegółu gospodarskiego do swej wielkiej boleści. Puszkę wkońcu znaleziono, jeszcze jeden ostatni uścisk i dziecko pędem pobiegło do fortu.
Biedacy! przyszli z tak daleka na to śniadanie! było to dla nich taką rozkoszą; całą noc matka spać nie mogła, myśląc o tem, i czy może być coś bardziej wzruszającego, jak ten zawód straszny, ten skrawek raju, który im się otworzył i zamknął tak brutalnie!...
Jeszcze kilka chwil nieruchomi pozostali na tem samem miejscu, z oczami utkwionemi w ten loch podziemny, gdzie dziecko ich znikło. — Nareszcie mężczyzna w strząsnął się, zawrócił, kaszlnął parę razy dla dodania sobie odwagi i powiedział pewnym głosem:
— Chodźmy matko! w drogę!
Powiedziawszy to głosem pewnym, zuchwałym, złożył nam głęboki ukłon i ujął żonę pod ramię... Patrzyłem za nimi aż do zakrętu drogi. Ojciec miał wściekłą minę. Jakimś desperackim ruchem machał torbą... Matka wydawała się spokojniejszą. Postępowała obok męża z głową spuszczoną, z rękami obwisłemi. Ale od czasu do czasu szal, okrywający jej wązkie ramiona, drżał konwulsyjnie...