Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/102

Ta strona została przepisana.

cecją, karykaturą skreśloną na rogu stołu w szyderczej myśli, podkreślonej grymasem ust. W ten sposób wyszydził syndyka rybaków z Branizzy, poczciwca o szerokiej twarzy południowej, obwisłych policzkach i okrągłych oczach, zroszonych łzami, kapiącemi na podbródek, drżącego z zazdrości na widok swych monarchów. Nazajutrz arcydzieło krążyło dokoła stołu pośród okrzyków i śmiechu biesiadników. Nawet stary książę, pełen pogardy pospólstwa, skrzywił się na znak niezwykłej wesołości, aż wreszcie rysunek dotarł poprzez hałaśliwe pochlebstwa Boskowicza do Elizeusza. Ten spoglądał nań długo i bez słowa oddał sąsiadowi, a gdy król, z drugiego końca stołu zapytał przez nos tonem imperynenckim:
— Cóż to, pan Méraut się nie śmieje?... A przecie mój syndyk jest ucieszny.
— Nie mogę się śmiać, Wasza Królewska Mości, odparł ze smutkiem Méraut... To jest portret mojego ojca.
W jakiś czas potem Elizeusz był mimowolnym świadkiem sceny, która wyjaśniła mu ostatecznie charakter Cbrystjana i stosunki łączące go z królową. Było to w niedzielę, po mszy. Mały pałacyk, o wyglądzie niezwykle uroczystym, otworzył naoścież bramy od ulicy Herbillon, a cała liberja stała uszeregowana w przedpokoju pełnym zieleni, niby oranżerja. Tego dnia odbywało się przyjęcie niezmiernej wagi. Oczekiwano delegacji rojalistowskiej członków Sejmu, elity i kwiatu stronnictwa, która przybywając z hołdem wierności i oddania dla króla miała zarazem naradzić się z nim nad przygotowaniem powrotu na tron. Prawdziwe wydarzenie, dawno spodziewane i zapowiedziane, którego uroczystość podnosiło wspaniałe słońce zimowe, złocąc i ogrzewając obszerną pustkę recepcyjnego salonu z wysokim fotelem królewskim,