Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/103

Ta strona została przepisana.

budząc wybłyskujące w cieniu niby iskry rubiny, szafiry i topazy korony.
Podczas gdy w domu trwał bezustanny ruch, a na schodach przesuwały się jedwabne treny sukien; gdy młody książę, przybierany w długie pończochy czerwone, aksamitny garnitur i kołnierz z gipiury weneckiej, powtarzał swą przemowę, od tygodnia wdrażaną, a stary Rosen w galowym mundurze, obwieszony orderami, coraz to się prostował na wprowadzenie delegacji, Elizeusz zdala od całego zgiełku, w pokoju szkolnym myślał o skutkach tej uroczystej wizyty. W olśnieniu południowej wyobraźni przygotowywał już triumfalny wjazd swych monarchów do Lubiany pośród salw i dzwonów, ulic zasypanych kwieciem: wysunięty naprzód, niby obietnica dana narodowi, znak przyszłości potęgującej ich dostojeństwo, siedzi jego umiłowany uczeń, młodziutki Zara, rozsądny i poważny ową powagą dzieci przeżywających wzruszenia ponad swój wiek. Blaski tej pięknej niedzieli, radość dzwonów drgających właśnie w promieniach południa, łączyły się dlań z nadzieją uroczystości, podczas której duma macierzyńska Fryderyki może i ku niemu skieruje ponad głową dziecka czarujący uśmiech zadowolenia.
Tymczasem rozlegał się na piasku wśród odświętnie przybranego dziedzińca, rozbrzmiewającego gwarem przybywających, głuchy turkot karet galowych, które przywiozły z hotelu delegatów. Trzasnęły drzwiczki, dywany westibulu i salonu stłumiły kroki: szept słów pełnych uszanowania, poczem zapanowało długie milczenie, które zdziwiło Mérauta, oczekującego przemowy króla, wysiłku nosowego głosu. Cóż to się stało, jakaż to przerwa w ustalonym programie ceremonji?...
W owej chwili oczom jego ukazał się ten, który