ną w rodzaju pana, mój łaskawco... O, proszę tylko spojrzeć wgłąb. Właśnie otwierają, się jakieś drzwi. Zjawia się na jedną chwilę J. Tom Levis, bardziej majestatyczny, niż cały personel, razem wzięty, majestatyczny dzięki okrągłości brzuszka, czaszce gładkiej i lśniącej, jak posadzka agencji, dzięki pochyleniu główki i spojrzeniu despotycznemu, gestowi krótkiego ramienia oraz uroczystej powadze, z jaką zapytuje, bardzo głośno, wybitnie cudzoziemskim akcentem, czy wykonano „zamówienie Jego Królewskiej Wysokości Księcia Walji“. A tymczasem drugą ręką ściska klamkę hermetycznie zamkniętych drzwi, dając do zrozumienia, że dostojnej osobistości, z którą tam konferuje, nie można pod żadnym pozorem przeszkadzać.
Rzecz oczywista, że Księcia Walji agencja nigdy nie oglądała, tak jak nie ma od niego żadnego zamówienia. Ale można sobie wyobrazić, jakie wrażenie czyni ten tytuł na tłumie znajdującym się w magazynie i na samotnym w gabinecie klijencie, do którego Tom rzekł wychodząc: „Przepraszam... jedna chwileczka... muszę o coś zapytać“.
Wróble na dachu! Za drzwiami, w gabinecie niema księcia Walji, jak niema kimmelu czy też raki w dziwacznych butelkach na wystawie, albo piwa angielskiego lub wiedeńskiego w baryłkach pod magazynem, — podobnie jak nie przewożą towarów furgony o inicjałach J. T. L., herbowne, lakierowane i złocone, pędzące galopem, — tem szybszym, iż są puste, — przez piękne dzielnice Paryża, — ruchoma i hałaśliwa reklama, zbijająca bruki z tą szaloną energją, jaka cechuje ludzi i zwierzęta z agencji Toma Levisa. Gdyby jakiś mizerak, upojony tem złotem z wystawy, rozbił uderzeniem pięści szybę i skrwawioną ręką sięgnął łapczywie ku tacom, — wyciągnie garść żetonów; je-
Strona:PL Daudet - Spowiedź królowej.djvu/109
Ta strona została przepisana.